Płyteczki, a wcześniej ściany wygładzone!
Witajcie majowo! U nas dzieje się, a nawet bardzo się dzieje :) Deadline się zbliża, więc i działać trzeba! Na powitanie pokaże Wam foto naszej podłogi - stan z wczoraj, efekt po majówce i trochę dalej:
A jak to się stało, że my już płytkujemy?
Przed weekendem majowym szaleliśmy z gładziami. Inwestor gładziował sufity (nic przyjemnego!), a następnie - już dużo lepiej szło - ściany. Gładziowanie dwóch warstw. Mieliśmy bat nad sobą, bo w sobotę dnia Pańskiego 29.04 wpadł do nas umówiony kolega z cudnym urządzeniem zwanym żyrafa. To nic innego, jak specjalna szlifierka do gładzi, do której podpina się odkurzacz przemysłowy. Tenże wspaniały kolega, cudnie wyszlifował nam gładziowe góry i doliny.
Wygładziowane, jeszcze mokre ściany:
Szlifiera i jazda:
Pyłu było okrutnie dużo! Kilka wiader "mąki" wynieśliśmy z samego salonu! Dramat inwestorki goniącej z miotłą osładzała myśl o niezmierzonej gładkości ścian - niczym pupcia niemowalczka! Żeby jeszcze pachniały jak niemowlaczek :))
Gładzie właściewie ogarnięte. Zostały nam jedynie dokończenia przy oknach, to już będzie trzeba robić ręcznie, lecz sama sobie poradzę, kiedy inwestor będzie zgrywał glazurnika w łazience :P
Płyteczki? Tak to one!
Obietnica inwestora na długi weekend? Położyć tyle płytek, ile się da! Zaczęło się ładne, ładniste coś, wyczekiwane z utęsknieniem. Podłoga nabrała rumieńców. Zaczęliśmy od kuchni, a właściwie od łączenia kuchni z salonem. W tym miejscu biegnie dylatacja, więc zamiast fugi przyjdzie silikon w kolorze fugi oraz pod spód płytki w miejscu dylatacji również silikon. Aby wszystko elegancko wyszło, postanowiliśmy zacząć właśnie w tym miejscu.
Efekt pierwszomajowego szaleństwa:
I dalsze wariactwo wariatów:
Fudze nie ufajcie!
Wszystko szło gładko do czasu aż postanowiliśmy zafugować kuchnię. Kolor wybrany Atlas Kakako. Rozrobiony, elegancja - Inwestor fugował nie pierwszy raz, więc pewny swego wykonał dzielnie fugowe wyzwanie. Francja, elegancja! Fuga wydawała się rewelacyjna...do czasu. Przyszliśmy na drugi dzień, a tu zdziwko! Zamiast kakao mamy jasny beż...totalnie nie taki efekt chcieliśmy osiągnąć :( kontrast ogromny, nic przyjemnego taka fuga. Zadzwoniliśmy do Atlasa. Miły pan, wszystko fajnie, ale reklamacje, cuda wianki, czekać bla bla! A my czasu nie mamy... być może dali Państwo za dużo wody? A być może, no ale chwileczkę, żeby aż taka różnica w kolorze!? Pojechaliśmy do Liroya, pooglądaliśmy wzornik. Kolor całkiem inny. Najgorsze, że jak spojrzeć z boku na korytko z fugą ze wzornika to kolor u góry niby dobry, a pod spodem niemal biały. Inne fugi: Mapei, Sopro - elegnacka barwa po całości. Poradziliśmy się kolegi, znawcy płytkowego - weźcie Mapei i dwa-trzy tony ciemniejszą niż chcecie. Wzięliśmy zatem czekoladę na próbę. Płyteczki pod szafeczką - próba. Rozieszaliśmy dokłądnie tak, jak w instukcji - co do mililitra. Okej, ciemno. Ale to jutro zjaśnieje...cóż, jutro nie zjaśniało na tyle, by było okej. Tylko ciut. Za ciemno! Jakaż była moja irytacja. Taka głupota jak kolor fugi daje nam w kość :( pojechałam po kolejną fugę - tym razem Mapi Brąz. Znowu tak, jak w instrukcji. Dzień czekania. I teraz chyba trafiliśmy w dziesiątkę. Eh! Ale kuchnia póki co beżowa...na szczęście Mapei ma coś takiego jak marker do fug i dzisiaj właśnie zakupiłam kolor brąz marker. Będzie próba zamalowania kuchennyego, beznadziejnego atlasa. Mam nadzieje, że udana... Historia ku przestrodze! Nie wierzcie w ciemno wzornikom w sklepie bo dupa, kolor wychodzi inaczej :( przynajmniej atlas nas tak zawiósł, bo Mapei na razie spoko.
A dalej jechaliśmy z płyteczkami i tak nam przyrastało:
Teraz Inwestor działa z płytkami w holu. Następnie nieszczęsne fugowanie i przenosimy się do łazienki!
Pozdrawiamy Bobowie!
N&T